piątek, 25 lipca 2014

Relacja Malgosi z Kursu nauczycielskiego Jogi Kundalini w Nowym Jorku









Keep up, czyli kurs nauczycielski w Nowym Yorku





Kiedy pierwszy raz weszłam do studia Golden Bridge wiedziałam, że jest to miejsce szczególne. Pierwszy raz byłamw miejscu, które oferuje Jogę Kundalini kilka razy w ciągu dnia, przez cały tydzień. Uczestniczyłam w warsztacie z GuruDharam. Pierwszy raz zobaczyłam salę wypełnioną po brzegi (mimo, że maty stykały się obrzeżami). Na Sali było prawie 80 osób. Nigdy wcześniej również nie widziałam na raz tyle uśmiechniętych osób ubranych na biało i mających na głowie turbany. To było coś. Był też rzadko dotychczas przeze mniespotykany prawie wyrównany mix damsko-męski. Zaskoczyła mnie otwartość ludzi i intensywność wrażeń.
Od początku wiedziałam, że Joga Kundalini jest świetna.Nigdy nie rozważałam kursu nauczycielskiego. Wielu nauczycieli czy w Polsce, czy w Stanach mówiło mi „Zrób to dla siebie, to świetne doświadczenie. Najlepszy prezent, jaki możesz sobie dać”. Słuchałam tego z dużą dozą dystansu.Podążając za intuicją zdecydowałam się na kurs nauczycielski z Gurmukh i Gurushabad w Golden Bridge Yoga Center w Nowym Jorku.  Dużo osób mnie pyta „Jak to jest? Jak to było robić kurs w NYC?”. Myślę, że podobnie, jak na każdym kursie nauczycielskim na całym świecie: po prostu cudownie.Czy to jest Nowy Jork, czy Warszawa, czy może Paryż jest pewnie tak samo: mieszanka ekscytacji, radości, potu, bólu, cierpienia, drzemek na macie i łez smutku lub radości.Podczas kursu Reiner, który miał przyjemność uczyć na kursie nauczycielskim w Polsce powiedział „Nikt was tak dobrze nigdy nie zrozumie, jak drugi uczestnik kursu”. Miał rację.Zmagania z codzienna praktyką Sadnhy – LA 714, godzinną Sat Kryją czy półgodzinnym pozostawaniem w pozycji redukcji ego będą zrozumiałe dla „cywili”: zrozumieją cierpienie, może uwierzą, że to działa. Wydaje mi się jednak, że tylko bracia i siostry kursanci są wstanie połączyć się w odczuciu radości i zadowolenia z możliwości doświadczania tych pozycji.  
Kurs dał mi też coś, za co do końca życia będę wdzięcznaGurushabad – praktykę sadhny. Nigdy wcześniej nikt nie mógł mnie przekonać, że wczesne wstawanie jest wartościowe. Gurushabad, mistrz sadhny to zrobiłPodczas pierwszych dni kursu początkowe nuty japji powodowały u mnie usilną potrzebę snu. Grushabad w większości praktykował  z nami LA 714. Widok jego wyciągniętych ramion był jak znak „czas na drzemkę”. Nie walczyłam. Pierwsze sadhny przespałam. Na moim kursie sadhny były obowiązkowe każdego dnia kursu. Po drugim weekendzie okazało się, że nie dość ochoczo uczestnicę w sadhnie podczas kursu, to wprowadziłam ją do swojego codziennego rozkładu dnia, razem z zimnymi prysznicamiSadhny Gurushabadczasami trwają ponad trzy godziny. Bywa ciężko. Jednak jego silna i stabilna praktyka wpłynęła na wielu uczestników mojego kursu. Nawet między weekendami kursu spotykaliśmy się na regularnych sadhnach organizowanych w GoldenBridge.
Podczas całego kursu i po jego zakończeniu Golden Bridgestanowi centrum spotkań. Na zajęciach spotykam nauczycieli, kursantów, koleżanki, kolegów. Codziennie. To miejsce tętni życiem i energią Jogi KundaliniTo niesamowite, że jest miejsce, w którym codziennie, kilka razy dziennie można ćwiczyć jogę. Myślę, że jest to jeden z bardzo wartościowych czynników: miejsce spotkań, centrum wymiany doświadczeń, wiedzy i zawierania oraz utrzymywania znajomości.Możliwość regularnego spotykania znajomych z kursu zacieśniła naszą więź. Cieszę się, że robiłam ten kurs ponieważ dał mi on również możliwość robienia kursu w międzynarodowym towarzystwie. Mówi się, że w Nowym Jorku każdy jest „skądś”. I dokładnie tak było. W zasadzie mieliśmy uczestników z każdego kontynentu, z wielu różnych krajów. Duża lekcja tolerancji i nauki, jak bardzo możemy się różnić kulturowo. Jednocześnie też mogliśmy się wiele od siebie nauczyć. Bardzo zabawny była historia, kiedy jeden z nauczycieli opowiadał o swojej wizycie w Rosji. Jako Amerykanin prowadzący zdrowy, wegeteriański tryb życia oparty o dużą ilość „zielonych potraw” określił swój pobyt w Rosji jako „dietę ziemniaczaną”. Był zaskoczony, że praktycznie w każdej potrawie były ziemniaki lub ser. Podczas tej opowieści słychać było śmiech w kilku częściach sali. Kiedy zdecydowana większość grupy uważała, że opowiadający nauczyciel koloryzuje, ja i pozostałe śmiejące się osoby z Polski, Niemiec i Rosji potwierdzaliśmywiarygodność opowieściZ dużą radością i sentymentem w gronie europejskim nawiązywaliśmy do tej opowieści.
Wiec, jak to jest robić kurs jogi w Nowym Jorku? Fajnie.Ćwiczę codziennie jogę, wstaję przed 4 rano, ekscytuję się zimnymi prysznicami i okrywam swoją ścieżkę Jogi Kundalini. Przywykłam do poruszania się po mieście w turbanie, bo zmierzam do miejsca, gdzie spotkam „Swoich”. A kiedy myślę, że nie dam rady słyszę lub mówię do siebie „Keep up”.
Sat Nam
Gianpreet Kaur | Małgosia



Brak komentarzy: